Słowem staliśmy wobec zjawiska, przewyższającego rozum ludzki.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Fulgienty Trzon był starym kawalerem i pracował w administracji fabryki żelaza pod firmą: Jules Durand & C-o. Moje zbliżenie z Fulgientym trwało od lat kilku, było ono nieco przypadkowe, ale zmieniło się w stosunek bardzo zażyły. Spotykaliśmy się dłuższy czas w pewnej cukierni, gdzie grywaliśmy w szachy. Ponieważ pewnego razu i mnie i jemu zabrakło partnera, przedstawiłem mu się i zawarliśmy znajomość, a potym jako blizcy sąsiedzi widywaliśmy się niemal ciągle; łączyło nas jeszcze starokawalerstwo i nawet pewne koleżeństwo zawodowe, gdyż ja byłem rysownikiem u N. inżynjera, który znajdował się w stałym stosunku z fabryką Jules Durand & C-o.
Latem, w towarzystwie kilku innych przyjaciół, urządzaliśmy w święta wycieczki zamiejskie, a w zimie chodziliśmy razem do teatru, na koncerty — albo też zbieraliśmy się u siebie na winta.
Z innych osób bywał u mnie profesor Tarło, doktór Lędźwiłł, pan Mirecki, komersant, i in.
Dnia 15 sierpnia zebrali się ci panowie u mnie; profesor Tarło wyszedł bardzo wcześnie, gdyż miał jakieś posiedzenie; pozostało nas czterech. Oczywiście był i Fulgienty. Szymonowi kazałem sprowadzić z piwnicy dwie butelki doskonałego wina burgundzkiego; przyrządziłem też niezłą wieczerzę, gdyż Szymon był zdolnym kuchmistrzem.