Redakcja „Absolutu“ ogłosiła pewnego razu ankietę o snach.
Szło mianowicie o zbadanie, czy istnieje jakiekolwiek terytorjalne, masowe prawo analogji widzeń sennych — czy też jest to dziedzina bezwzględnie osobista.
W odezwie do publiczności umieszczono prośbę, aby zechciała pilnie śledzić swoje sny — między dniem 10 a 20 września — i aby je w możliwie dokładnym opisie przesłała, oznaczając przytym płeć, wiek, zajęcie i t. d.
Redakcja liczyła co najmniej na półtora tysiąca odpowiedzi. Tymczasem, jak to najczęściej bywa u nas, gdzie ogół traktuje ankiety bardzo apatycznie, nie otrzymano listów więcej nad trzydzieści parę, przyczym większość pochodziła od różnych figlarzy, z których ten i ów opisywał swoje wielce niecenzuralne przygody z Lolotą, Szarlotą, Pepitą i t. d. Niektórzy opowiadali rzeczy bardzo znane: latanie po powietrzu, ucisk zmory i t. d., co wszystko wynika z powodów czysto mechanicznych i nie jest ani socjalne, ani osobiste. Kilka starych panien opisało rojenia o swoich dawnych straconych zachodach miłości; inni podróże po Chinach i Indjach, albo znów echa przeczytanych książek.
Ostatecznie można ankietę uważać za chybioną.