z miasteczka, nawet kilka bab; był jakiś pan w pelerynie; ale centralną osobę zgromadzenia poznawałeś odrazu: byłto miejscowy wachmistrz żandarmerji.
— Gaspada! — mówił wachmistrz — a my to zapojem Czerwonego, bo teraz taki czas, że prawitielstwo dałoj! a wsio budiet tiepier dla naroda: dla mużyków i dla raboczych, dla biednych parszywych żydów i dla niżnich czynów! Taki czas teraz priszoł. Ja był wiernyj sługa prawitielstwa, ale teraz to ja mówię: dałoj! Bo — jak mi tu pisze mój brat z Gundżulina, z eftoj proklatoj Mandżurji — że ich trydcaty strełkowy połk przez całą niedzielę nic w pysku nie miał, a gaładał straszno, a tiem wremieniem gienierał pił szampanskoje. A potem, jak się w armji zrobił bunt, to sta sorok czełowiek rozstrzelali, i wtedy — pisze mój brat — wielkie „brożenje“ poszło po narodzie! Tak ja mówię: dałoj prawitielstwo i szabasz! —
Tak perorował wachmistrz glinicki, a potem, oglądając się niby to z trwogą dokoła, nagle zapytał żartobliwie:
— Ale, gaspada! czy tu niema gdzie żandarma?
Śmiech się rozległ śród słuchaczy, a potem zabrzmiała pieśń:
Strona:A. Lange - Zbrodnia.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.