Strona:A. Lange - Zbrodnia.djvu/16

Ta strona została uwierzytelniona.
Nasz sztandar płynie ponad trony!..

— Panowie! — zawołałem, gdy nastała chwila ciszy. — Czy niema tu koni z Kaolina, lub czy mógłbym znaleźć bryczkę?
Pan w pelerynie zbliżył się do mnie.
— Jestem Miller, właśnie z Kaolina, chemik. Jeżeli pan sobie życzy, to możemy razem pojechać. Ja tu czasem na stację, bo człowiek ciekaw, co słychać na świecie... A u nas, panie, głusza i tyle... E, Paweł! po-da-waj! Jedziemy.
Przedstawiłem mu się, zadowolony, że będę miał kompanję.
Zaturkotało na dziedzińcu stacji. Paweł zajechał bryczką kaolińską.
— A szanowny pan do kogo? Mogę przenocować. Jestem w wolnym stanie. Ni chatynki, ani żinki... Teraz, panie, to ja tylko politykę robię: z tym wachmistrzem — to głowa rewolucji w naszym powiecie — i z Pawłem — tęgi człowiek! Zobaczy pan: my z nim pogadamy. Ja tu dla nich odczyty miewam, panie, z ekonomji, o socjalnych reformach gadam. Tak społeczeństwo wywracam do góry nogami, jak babkę z piasku. Bywają tu robotnicy, nawet dziewuchy...
Konie rżały z niecierpliwości. Czuły, że do