ny, czarny pies sybirski, zwany Boks, towarzyszył Michałowi.
Taki strój uważał Czerwieniec za odpowiedni, ile że Kaolin był teraz stale w pogotowiu bojowem.
Michał był to mężczyzna dość przystojny, krępy, o wyrazie twarzy zimnym i przebiegłym; brunet smagły, był wygolony po angielsku, co nadawało jego fizjognomji typ aktorski; miał duży nos, grube, mięsiste, zmysłowe wargi i świdrujące czarno-piwne urzędnicze oko. Przywykły do panowania nad sobą, chętnie grał rolę dżentlemena, obojętnego na wszelkie wichry i gromy, i nieustanną maskę nosił na twarzy.
Tylko dwa lub trzy razy dziennie zdejmował maskę. W domu. Prawdziwa jego fizjognomja była mało przyjemna.
Był nader uprzejmy dla mnie — i grube swoje usta złożył w rodzaj życzliwego uśmiechu.
— Dziękuję ci, żeś przyjechał. Mówił mi już o tobie Miller. Słyszałeś pewnie o tym głupim anonimie?..
— Właśnie. Opowiadała mi Julja.
— No, w gruncie — to głupstwo, i nie zwracałbym na to uwagi, ale rozumiesz, Julja — zaraz, jak to kobiety...
Strona:A. Lange - Zbrodnia.djvu/25
Ta strona została uwierzytelniona.