Strona:A. Lange - Zbrodnia.djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.

Na tę uroczystą przysięgę oczy Julji zajaśniały. Tymczasem drzwi saloniku się otwarły i wpadła nanowo wrzaskliwa czeredka dzieci, bona zaś poprosiła nas na obiad.
Przy obiedzie Michał zachowywał się dość poprawnie; zaznaczył tylko, że nienawidzi tapjoki w rosole, a tymczasem dają mu ją siedm razy na tydzień, i nienawidzi cielęciny, a tymczasem dają mu ją pięć razy na tydzień. Nadto zawsze mu dają najgorsze kawałki, a zupy albo za dużo, albo za mało: nigdy w miarę. Przytem dostaje zawsze łyżkę pożółkłą, nóż poszczerbiony, widelec koślawy i brudną szklankę...


Oprócz tych uwag — tego dnia Michał był dość spokojny i oddany rozważaniom spraw ogólnych.
Wy, moi mili słuchacze, oczekujecie niewątpliwie takiej historji, że ja zacząłem romansować z Julją, że Michał „jęty szałem“ etc. Nic z tego. Romansowałem nieraz z mężatkami, ale tu zupełnie co innego... Nie oczekujcie romansu... Jestto raczej tragiedja, ale tragiedja nie teatralna, jeno taka, jaką rzeczywistość wyłania.