Strona:A. Lange - Zbrodnia.djvu/38

Ta strona została uwierzytelniona.

nie przychodzi. Może nawet ten człowiek jest fikcją. A w takim razie kto ma go zabić?
Na mnie jedynie ciąży ten obowiązek. Gdybym go nie spełnił, byłby to z mojej strony dowód nędzy mego ducha.
Muszę go zabić! Tak jest — w nocy, gdy będziemy na straży, poprowadzę go nieco dalej, na ustroń i tam go zastrzelę. Mam doskonały rewolwer... Pięć strzałów wyceluję w niego, szóstym zabiję siebie... Trzeba uwolnić tę kobietę od nieszczęścia.
A możeby go zwymyślać jak psa, pozostawić go losom, aby nieznajomy z nim się załatwił, i wyjechać precz...
Bo już nie mogłem na to wszystko patrzeć!.. A możeby ją namówić: porzuć męża, życie jest poza tem piekłem — odetchniesz czystem powietrzem...
Przekładałem jej to; ale dla Julji separacja czy rozwód jest czemś niepojętem. Woli ostateczną rospacz. Popełniliśmy wszyscy błąd, ale jej nie wolno rozstawać się z tym człowiekiem, nie wolno jej rozłączać ojca z dziećmi. Koniec końców — to ojciec jej dzieci. Niepodobna ją przekonać.
A zatem na mnie ciąży obowiązek wyzwolenia Julji od tego człowieka. Zacząłem niena-