mityczne, jakie powstało w umyśle Heniusia na tle Moskala-stójkowego. Byłto demon potężny, w czapce z daszkiem, o srebrnych guzikach i z szablą u boku; brak mu jeno było tych cech dodatnich, jakiemi się odznaczał, skądinąd przykry, stróż Wincenty.
Człowiek czarny — węglarz — była to przeciwnie postać dobroduszna. Przychodził do nas jakoś dwa razy na tydzień, przynosił duży kosz węgla na grzbiecie, z wielkim rumotem strącał węgiel do skrzyni koło komina i, pokazując białe zęby, poczciwie się uśmiechał do Heniusia i opowiadał o swoich dzieciach, bardzo grzecznych, a Heniuś wyobrażał sobie, że są to dzieci czarne, jak ta lalka czekoladowa, którą na imieniny dostał od babci. Że istnieją czarne dzieci, o tem Heniuś wiedział, bo przecież są na świecie Chijorki (o czem niżej). A chociaż niańka straszyła Heniusia węglarzem, chłopiec nie wierzył w jego złośliwość, tembardziej, że czarnym dzieciom dawał w upominku swoje popsute zabawki, skoro tylko dostał nowe. Toteż węglarz bardzo kochał Heniusia i grubym głosem mówił do niego pieszczotliwie: tiu — tiu — tiu!
Przytem węglarz mu opowiadał o ślicznym lesie, pełnym zielonych drzew, w którym rośnie bujna trawa, grzyby, jagody, orzechy; tam po
Strona:A. Lange - Zbrodnia.djvu/60
Ta strona została uwierzytelniona.