glądam się im — to i wiem, przez co każda przeszła, co wycierpiała, jak się umęczyła. Powiem panom, że każda z nich jest bardzo nieszczęśliwa. Myślicie, że taka odrazu wyrasta? Gdzie tam, niejedna to w sercu poczciwsza, niż poniektóra pani, co jej się wszyscy kłaniają po pas. Ta Mańka, proszę pana, co to ma żółciejsze włosy — przyjechała tu z Płocka, tam ją uwiódł jeden podoficer kozacki — i co miała robić? Wstyd był jeno i uciekła do Warszawy. Rok temu — pamiętam — wyglądała jak wisienka, świeże, młode dziewczę... Ale dziś już ma taką twarz, co to odrazu widać; potępiona!
— Twarz grzechu!
— Właśnie. Oto widzę, że pan się dobrze zna na grzechu. Ale kiedy już tak — to panu powiem, że tu jest jedna bardzo poczciwa. Taka czarniawa — chodzi w sukni kratkowanej, Bronka. Zgubił ją jeden akademik, dziecko ma i dla niego pracuje. Ale bardzo się martwi swojem położeniem i dlatego postanowiła sobie zebrać 600 rubli i założyć magazyn, bo ładnie szyje. Była pierwej kamizelczarką. Jest bardzo oszczędna — już zebrała 140 rubli... musi jeszcze trochę nagrzeszyć.
— 230 razy po dwa ruble — obliczyłem staremu.
Strona:A. Lange - Zbrodnia.djvu/81
Ta strona została uwierzytelniona.