— Może być — ale jak tylko będzie miała 600 rubli, to już się zmieni na bardzo porządną osobę...
— Czemuż lepiej do Magdalenek jej nie radzicie? Znacie je wszystkie, jak dobry ojciec...
— Pewnie, że znam. Toć bez mała dwa lata włóczę się po tej ulicy. Znam ci ja wszystkich, co tu mieszkają, wiem co się tu w każdym domu we środku odbywa...
— Djabeł kulawy! — zawołałem.
— Djabeł kulawy? a któż to inny kręci się dziś po świecie... Boże miłosierny, ratuj tę grzeszną ziemię, bo już się wypełniają czasy...
— Jakto?
— Ano, koniec świata już blizki. Nie więcej zostało nam, jak 97 lat i 5 miesięcy żywota... Nieszczęśliwi, bądźcie gotowi na kary wiekuiste, albowiem Bóg już podnosi zasłonę... Sam tu, grzeszniku — mówi on — przystąp do tej kraty żelaznej, a ognistej, a co się z nią i za nią dzieje, bacz; jeden tylko ma klucz ta krata, którym wejście otwierają, a żadnego niemasz, by wyjść z tej otchłani... Siły ludzkie i anielskie jej nie przełamią, i owszem sam Bóg — dekretem wolnym, lecz nieodwołalnym — tę moc sobie odjął, aby mocy piekła nie nadwątlić...
— Co też wy, ojcze, mówicie?
— Są już znaki, że Antykryst niedaleczko... Sam tu niedawno widziałem na naszej ulicy wóz
Strona:A. Lange - Zbrodnia.djvu/82
Ta strona została uwierzytelniona.