Strona:A. Lange - Zbrodnia.djvu/89

Ta strona została uwierzytelniona.

kijem w bramę, kołatałem klamką, ale w roskosznych objęciach swej ukochanej Jakób — nie słyszał nic. Gdym tak łomotał rospaczliwie i mówił sobie: — Ktoś nie śpi, aby ktoś mógł spać! usłyszałem za sobą głos:
— Widzę oto, że pan się do bramy dostać nie może — powiedział Widłak.
— Złość mnie ogarnia, ale cóż chcecie... Jakób świeżo po ślubie — to się z żoną gzi a migdali...
— Ach, jak też pan mówi nieskromnie, aż obraza uszu boskich...
— No, a jakże mam mówić?..
— Grzech popełnia konieczny, grzech nakazany. Bo to już Pan Bóg miłosierny w łasce swojej tak uczynił, że nie inaczej się człowiek rodzi, jeno z grzechu, a już ten grzech — to Sakrament — i nie małą z tego człowiek ma uciechę.
— Zgadzam się na tę piękną peryfrazę, ale dlaczegóż ja mam stać na ulicy tak długo?
— Pewnie sprośna to konieczność ku utrzymaniu pokoleniu Adama, ale chłop powinienby mieć zastanowienie... i nie zapominać otwierania bramy. Obowiązek — to święta rzecz...
Co prawda nie wiem, czy w położeniu Jakóba miałbym zastanowienie, ale w tej chwili