Ta strona została uwierzytelniona.
Sprzedawałem złowione przez czas do statku ryby, a że połów był bardzo obfity, uzbierałem trochę pieniędzy.
Masz Maryniu i kup, co ci potrzeba. A tego dorsza, com dziś złapał, ugotuj nam na obiad.
Wstała rybaczka z ławki, przytuliła się do męża i przyznała mu rację.
— Ach! tak! — wyszeptała wzruszona, — możemy być bez bogactwa szczęśliwi.
— Nawet o wiele od bogaczów szczęśliwsi, — przywtórzył uradowany tą zmianą w żonie, rybak.
KONIEC.
Druk. „RENOMA“, Warszawa, Karmelicka 17