Strona:A to pan zna?.pdf/119

Ta strona została skorygowana.

— Z przyjemnością, kochany Lewi. Zaraz ci dam kwit... Zresztą, mój buchalter i mój prokurent są obecni przy naszej rozmowie, więc nie trzeba żadnych kwitów.
Minął miesiąc. Lewi wraca ze wsi. Prosto z kolei pędzi do Tulpenblatta.
— Dzień dobry, Tulpenblatt! Przychodzę po moje pieniądze.
— Po jakie pieniądze?
— Jakto po jakie? Dałem ci 10 tysięcy na przechowanie!
— Mnie? Zwarjowałeś? Nie dostałem od ciebie żadnych pieniędzy!
— To ty zwarjowałeś! ryczy Lewi. Twój buchalter i prokurent byli przy tem!
Tulpenblatt woła buchaltera i prokurenta.
— Proszę panów, czy panowie przypominają sobie, aby pan Lewi wręczył mi kiedykolwiek 10 tysięcy złotych?
— Nic podobnego! Nie widzieliśmy.
— Ja idę po policję! wyje wściekły Lewi.
— Css, nie unoś się, uspakaja go Tulpenblatt. Masz tu swoje pieniądze. Chciałem się tylko przekonać, czy mogę liczyć na swój personel.

Kałmanowicz, Zyskind i Szajn grają w karty. Nagle Zyskind uderza Szajna w twarz i zaczyna krzyczeć:
— Oszust! Ganef! Wyciągnąłeś kartę z rękawa! Widziałem, ty łobuzie! Wszyscy cię już znają, jako