Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 1.pdf/113

Ta strona została uwierzytelniona.

Jazyga drgnął.
— Dajmy temu pokój — rzekł. Ja mojego Roberta tak kocham.... że się dlań wszystkiego boję.
— Nawet tego co dlań zbawienne! — rzekł śmiejąc się pułkownik.
Wtém major zagadał o gospodarstwie syna, potém o wczorajszéj bytności pociesznego Zarznickiego, i szczęśliwie sprowadził starego towarzysza na przedmiot inny, chociaż pułkownik tak był swą panią i jéj doskonałościami przejęty, że nieustannie do niéj wracał.
— Między nami mówiąc, dodał w końcu — bo to tego w złą godzinę powtarzać nie trzeba, aby się nie ziściło — jedno złe tylko u nas.... ten poczciwy i zacny ks. Otto, który moją dobrodziejkę bałamuci, ciągnąc ją, aby co ma, wszystko poświęciła interesom kościoła! Zganić tego nie można — pewnie — westchnął — ale ja sobie coś innego marzyłem przecie i dla niéj i dla nas. Taka kobieta, żeby też sobie mężczyzny jéj godnego nie znalazła i żeby też nie mogła być szczęśliwą! Toby także Panu Bogu poszło na chwałę, zdaje mi się — ale z każdym dniem będzie trudniejsza, ideały rosną i ona sama też potężnieje duchem, do pary jéj trudno znaleźć będzie człowieka.... Za tém pójdzie znaczna majętność, powiększona oszczędnością, na klasztory, kościoły i dobroczynne instytucye.