Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 1.pdf/214

Ta strona została uwierzytelniona.

Idę ztąd, bom tu niepotrzebny — bo nie chcę być świadkiem jak kłamstwo zadasz życiu całemu.... a jeśli ze łzami i skruchą mnie powołasz — przyjdę.... niestety! po czasie może dla ratunku....
To mówiąc kanonik zwrócił się żywo, w najmocniejszém przekonaniu, że zostanie odwołany, zaklęty, przeproszony, i że w skutek tego Robertowi drzwi się zamkną. Stało się czego nie mógł przewidywać.... Postąpiwszy kilka kroków prędko, zwolnił chodu, ciągle nasłuchując. — Panowało milczenie. Ada upadła na ławkę, twarz wparła na rękach, patrzała oczyma zaognionemi w dal.... potrzebowała ochłonąć z gniewu i wzruszenia.... Oburzona była tak na kanonika, iż nie wahała się z nim choćby zerwać... Przez myśl jéj przeszło — sprowadzić ubożuchnego księżynę jako kapelana i doradcę sumienia — i nie dać nad sobą więcéj przewodzić....
Tymczasem zawiedziony i mocno tém zmieszany ks. de Bello, kroczył ulicą, myśląc co pocznie? Ze stosunkami, jakie miał z tym domem, łączyły się zbyt ważne i wielkie interesa, by się mógł wyrzec ich łatwo. Potrzeba było, nie dając ranie się zaognić, goić ją natychmiast. Jak? nie wiedział sam. Instynktem raczéj niż wyrozumowaniem skierował się ku mieszkaniu panny Hortensyi.... Zastukał do jéj drzwi, gdy, jak zwykle, siedziała przy korrespondencyi; poznała go po owém skrzypieniu trze-