Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 1.pdf/256

Ta strona została uwierzytelniona.

jąć przyjęciem. Była ona prawą ręką matki, o czém po wyjściu jéj nie omieszkała powiedzieć pani Surymowa.
— A już to, proszę pana majora, będzie gospodyni, jakiéj ze świecą szukać i nie znaleść. Gdyby nie ona, jabym sobie rady nie dała.... Wstanie do dnia, cały boży dzień na nogach, nie dośpi, nie doje, o wszystkiém pamięta.... Mogę się pochwalić tém dzieckiem, bo jest czém....
— Pani to dobrodziejka ją, na swój wzór i podobieństwo, wychowałaś — grzecznie odezwał się major.
— O! już to prawda! rzeki Surym.
Przy całéj prostocie przyjęcie tu było lepsze, niż u marszałka, kawa doskonała, sucharki dobre, śmietanka zawiesista. Przyniosła ją służąca z głową obwiązaną chustką i bosemi nogami włożonemi w trzewiki na prędce.... ale pić było można. Surym do kawy proponował maliniak — niepodobna było odmówić, bo go panna Zofia robiła. Chwalono wielce, Zosia była uśmiechnięta i naiwnie opowiadała, jak to się taki wyśmienity maliniak robi. Widać było, że niepospolitą do tajemnicy wyrobu wagę przywiązywała....
Surymowa zaręczała, że tak ona wszystko na palcach umie, nawet to czego jéj nie uczyła — nie wiedzieć zkąd.... a ciasta wielkanocne!! o mój Boże....