Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 1.pdf/29

Ta strona została uwierzytelniona.

cie tak gorące przywiązanie — i dla Roberta jest.... tak łaskawą?
Ostatnie wyrazy wymówione były takim tonem dziwnym, że Brandys aż spójrzał zdziwiony na kolegę i — zamilkł.
Milczeli jakiś czas oba.... zdawało się, że zaczną mówić o czém inném, gdy śmiejąc się z przymusem Major Jazyga wtrącił:
— A już to powiem ci, pułkowniku, że choć nadzwyczaj jestem wdzięczen waszéj pani, że poczciwego Roberta, tak przyjmuje dobrze — ale — nie jestem ja temu bardzo rad.
— Co? dla czego? krzyknął Brandys.
— Bo, bo widzisz — wolałbym, żeby więcéj pilnował gospodarstwa, i w te górne strefy towarzyskie, do których nie jest stworzony, nie zaglądał. Słuchaj — syn to mój jedyny — chciałbym go widzieć.... szczęśliwym. Nic więcéj. Rozumie się poczciwym naprzód — bo na tém tylko prawdziwe się szczęście opiera. Więcéj dla niego nie chcę nic. Nie dałem mu umyślnie wysokiéj nauki, bo to męczeństwo jest.... Chciałem, by był rozsądny, pojętny, praktyczny. Nauka pali człowieka i rodzi sceptycyzm.... suchoty moralne, lub pragnienie nienasycone wiedzy.... Po co mu to? Nie pragnę dla niego bogactw, bo te psują i niepokoją człowieka.... Jest to ogień, który ogrzewa, ale i parzy, i pali. Nie starałem się dlań o stosunki