Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 1.pdf/30

Ta strona została uwierzytelniona.

nad naszą sferę, bo te częściéj niewolnikiem robią niż podnoszą, a niekiedy upadlają. Skromne dla niego miałem i mam życzenia — chcę by w umiarkowanéj atmosferze pozostał.... ot, tak, poczciwym wiejskim szlachcicem, szczęśliwym mężem i ojcem rodziny..... Nic więcéj.
Pułkownik słuchał z natężoną uwagą.
— A cóż mu bywanie u nas i towarzystwo naszéj dobrodziejki szkodzić może? zapytał.
— Ja nie mówię, by szkodziło — rzekł major — zrozumiéj mnie. Dom to pański, osoba niepospolita, — mogąca na młodego chłopaka, wpływ wywierać.... A tu o nauce, o książkach, o kwestyach nierozwikłanych nieustannie, słyszę, mowa — od tego mu się w głowie może zakręcić.... Po co to? po co?
Ruszył ramionami Brandys.
Major mówił daléj:
— Ty wiesz pułkowniku, ja panów nie lubię — i pańskiego świata.
— Tak, wiem o tém — odezwał się Brandys. — Nie masz słuszności — są panowie różni, w czambuł wszystkich tak potępiać niepodobna, a towarzystwo ich jest najmilszém w świecie....
Skrzywił się Jazyga.
— Tak! tak! dodał — bardzo miłe — ale się w niém człowiek rozpieszcza, uczy się próżnowania, mięknie.... Potém mu nic nie smakuje....