Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 1.pdf/98

Ta strona została uwierzytelniona.

Zmilczał Robert. Był to koniec wieczerzy, przepraszać zaczął, że na prędce więcéj zrobić nie umiano, i z szafy podał deser skromny....
— Jabym się był wyśmienicie krupnikiem kontentował — rozśmiał się major, klepiąc po ramieniu syna. Dajże ty mi pokój.
Deseru nie chcąc jeść, zapalił stary Jazyga cygaro, a że wieczór wiosenny był śliczny, słowiki śpiewały, w powietrzu unosiła się ta woń naszéj wioski, jaką żadna w świecie wieś już dziś równać się jéj nie może.... wyszli siąść na ławkę przed dworek.... Cisza tego skromnego zakątka, w istocie dnia tego zdawała się przychodzić w pomoc argumentom majora za miernością, za szlachecką zagrodą ubogą.
Nie mogło nic być mniéj ponętném nad Zahaje.... i tu przecie pewne chwile i dni miały urok niewypowiedziany — urok i złudzenie tego pokoju, którego dusza ludzka tak pragnie łakomie, bo nigdzie go znaleźć nie może.... Zmierzchało dobrze.... oba napawali się tą ciszą, ale — jak to bywa na świecie, gdy się czego używa z rozkoszą, pewnie coś wytrąci czarę. Na drodze Robert z przykrością posłyszał brzęczenie uprzęży i turkot wózka.... był prawie pewien, że chyba do niego ktoś w téj spóźnionéj i niewłaściwéj porze podąża. Lecz któżby to mógł być taki?....
Zmarszczył się i major.