Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 2.pdf/10

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak — mogłoby to być — ale mogłoby też być, że pan Karolby nie uległ, i że oboje byliby najnieszczęśliwsi.... i mogłoby być, że onby opanował żonę nie ona jego.... Naostatek czy pani myśli, że on się jéj potrafi podobać....
— Potrafi!! — zawołała staruszka — o! co za to, to ręczę.... Ona go widziała tylko raz, pobieżnie, dawno i uczynił na niéj wrażenie.... Ale naówczas Karolowi co innego było w głowie — teraz....
— Tak — teraz szepnęła panna Dyakowska — zrobi co mu kto podyktuje, bo już sam nie wie co ma robić....
Gdy panna domawiała tych wyrazów, przez nieszczelne drzwi pokazała się najprzód w salonie smuga ostrego światła, zapowiadająca, że lampy niesiono, potém lokaj jeden otworzył je, a drugi w dwu rękach wniósł ostrożnie dwie lampy z zielonemi daszkami. Światło, które z niemi weszło do salonu, cały mu jego wdzięk o mroku odebrało.... Był zwiędły, wyszarzany i świecił tylko resztkami dawnych dostatków.... Krzesła okrutnie wysiedziane, kanapa spłowiała, ramy zwierciadeł i obrazów poczerniałe były — smutek starości wiał z każdego kątka. Śmiała się jedna tu twarz ożywiona staruszki.... a naprzeciw niéj siedząca panna Dyakowska, blada, przekwitła piękność, chwytała za serce wyrazem bolu, jaki się w całém jéj obliczu malował.