Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 2.pdf/101

Ta strona została uwierzytelniona.

któréj liście mogli się przypatrywać, nie będąc widziani. Stali tam jak przykuci, ksiądz kanonik z wyrazem politowania, Karol szyderskiéj ciekawości, Hortensya gniewu prawie. Ona pierwsza, widząc jak Robert poruszony, szczęśliwy opowiadał coś śmiejącéj się i rozpromienionéj Adzie, ruszyła się z miejsca.
— Ale chodźmyż! zawołała — czyż damy im tak tandressy sobie prawić!... Chodźmy....
Ruszyła się pierwsza, kanonik po pewnym namyśle, dobył z kieszeni małego brewiarzyka i uszedł w boczną ulicę. Karol zaciekawiony mocno szedł w ślad za niepiękną kuzynką, z którą samotny spacer ani jéj ani jego kompromitować nie mógł....
Zdawało się, że rzutem oka bystrym Ada spostrzegła nadchodzących z daleka — lecz ani się ruszyła z miejsca, ani zmieniła postawy — głośniéj tylko nieco mówić i śmiać się poczęła, usiłując dobry humor, którego od dawna nie okazywała, uczynić jak najjawniejszym, niewątpliwym.
Można sobie wystawić — jak to gniewało pannę Hortensyę, która prawie do krwi zagryzała usta. Karol się śmiał, lecz kwaśno....
Zbliżyli się do werandy, i Ada dopiero teraz niby ich spostrzegła... Zwróciła się do Hortensyi wesoło.