Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 2.pdf/116

Ta strona została uwierzytelniona.

nie.... A tu na nas patrzą tak, jakby się jednéj godziny zbyć chcieli.
— Jak ci się zdaje? zapytał Karol — co? pakowaćby się? hę?
— A! jak Bóg miły — żwawo podchwycił sługa, któremu tęskno było do kawiarki w Warszawie, bo się w niéj kochał mocno, a nie dowierzał, by nieobecnemu dotrzymała wiary. Co może być lepszego? pakować się i jechać!
Pocałował pana w rękę....
— Jedźmy panie! Tu człowiek uschnie z nudy i utrapienia.
— Jutro! rzekł pan Karol — sam nie wiedząc dla czego. Ale u niego to tak szło od fantazyi.
Lżéj mu się zrobiło, gdy się zebrał na to postanowienie, czarną chustkę za temblak służącą odrzucił, uśmiechnął się do siebie w zwierciedle i szepnął:
— Jedziemy do Warszawy. Dość tego — to nie ma sensu.
Nic nie mówiąc pannie Hortensyi wprzódy, Karol się zjawił przy śniadaniu z ręką zdrową i czołem jasném.
— Nareszcie, rzekł witając Adę, która wyszła nieco blada, skarżąc się na głowę — ręka moja zupełnie zdrowa, dozwala mi kuzynkę od nieznośnéj uwolnić załogi. Jutro jadę i proszę o rozkazy do Warszawy. Rozmyśliłem się, że do majątku nie