Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 2.pdf/120

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie ty, kochana kuzynko, mnie, ale ja ciebie powinienem przeprosić. Znalazłem się tu nie w porę natrętnym.... Ja całe życie robię niedorzeczności, za które żałuję i — poprawę obiecuję.
Podali sobie ręce przyjaźnie.... jak nigdy nie było, — i Karol odszedł poruszony, wyrzucając sobie, że się na niéj poznać nie umiał.
Czekała na niego już Hortensya, niespokojna, gniewna, nierozumiejąca tego, jakim sposobem stać się tu coś mogło ważnego bez jéj porady. Karol, którego ona sprowadziła, wyjeżdżał nic jéj o tém wprzódy nie powiedziawszy. Zaledwie mogąc pohamować się, panna Hortensya powołała go za sobą, a że na werandzie obawiała się być podsłuchaną, zeszła wiodąc za sobą delikwenta przed pałac do parku.
— Raczyszże mi pan wytłómaczyć, co to wszystko znaczy? Nagle objawiasz pan postanowienie wyjazdu. Zkąd? co? dla czego? właśnie w chwili gdy Robert przybywa? Uląkłeś się go pan czy co?
— Nie, szanowna kuzynko, rzekł żartobliwym tonem Karol: dałem dowody męztwa siedząc tu tak długo z wami, o tchórzowstwo nie godzi się mnie posądzać — a no — dłużéj, dłużéj mi już wytrwać niepodobna.... Nad siły!
— Cóż się stało?
— Nic nowego! Piłem te nudy dopóki mogłem, naostatek miara się przebrała....