Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 2.pdf/139

Ta strona została uwierzytelniona.

Ada śpiesznym krokiem z początku biedz zaczęła ku parkowi.... strach ją ogarniał jakiś. W pół drogi ochłonęła nieco, westchnęła.
— Stało się co było nieuniknioném, rzekła. Nie wiem jak wyszły mi z ust te wyrazy, zkąd się znalazło męztwo. O! sen, kusiciel przeklęty.... wrażenie tego snu rzuciło mnie na jego ramię.... kazało nazwać bratem.... Wstydzę się — a gdybym wróciła na tę ścieżkę i ujrzała go przy sobie — jutrobym mu powtórzyła to samo.... Siła jakaś władała mną, mówiła przezemnie.... Stało się. Ani się tego rumienię! Tak lepiéj....
Ada sama się starając wytłómaczyć i ukoić, weszła do parku najprzód, od którego furtki klucz miała, chodziła po nim długo, zdawała się lękać, aby jéj z twarzy szczęścia nie przeczytano, którego doznała.... Paliły skronie, gorzała twarz, drżały jeszcze usta, a serce na wspomnienie chwili téj biło jakby pęknąć miało.
Już ciemno było zupełnie, gdy po długiém wahaniu, zbliżyła się do werandy, po któréj Hortensya chodziła niespokojna. Daléj siedział kanonik, półkownik i Karolina w kątku.
Gdy weszła na wschodki, półkownik Brandys zerwał się z okrzykiem radosnym.
— A! dziękiż Bogu! myśmy już za panią rozesłali na wszystkie strony.... Takeśmy się lękali, czy się co nie stało.