Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 2.pdf/156

Ta strona została uwierzytelniona.

Robert ręce załamał, ona się uśmiechnęła z odwagą i rezygnacyą.
— Oprócz Boga, który był naszego ślubu braterskiego świadkiem — dodała — panna Hortensya.... chociaż to jeszcze trochę ciemne.... musiała tam być gdzieś ukryta.
— Ale — nie trwóżże się tak bardzo — wtrąciła, widząc, że Robert twarz zakrył rękami. Każdy ruch twój i mój jest widziany.... regestrowany. Stało się — czyste mając sumienie — jak my — możemy znieść potwarze — i na nie uwagi nie zwracać. Podała mu rękę zręcznie tak, aby ruch ten nie mógł być postrzeżony....
— Trzeba mieć odwagę, choćby głośno wyznawać, to czém się żyje po cichu — rzekła. Ty bracie — ja, musimy być przygotowani na zniesienie wielu przykrości na walkę niejedną. Mnie męztwa nie brak.....
— I mnie go nie zabraknie — odezwał się Robert stłumionym głosem, spoglądając ku werandzie. — Gdybym tylko ja miał cierpieć.... a! byłbym wesół i szczęśliwy boleścią, ale dzielić ją z tobą i nią płacić za twą anielską dobroć....
— Dobroć! jaką? ale ja jestem egoistka! potrzebowałam duszy bratniéj, zdobyłam ją.... Skarb ten warto czémś opłacić....
Mówiła z takiém męztwem i zapałem, że Robert też uczuł się silniejszym.