Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 2.pdf/18

Ta strona została uwierzytelniona.

chce ciebie koniecznie tam wyprawić, tém bardziéj, że ów — parobczak, jak go zowie Hortensya, właśnie na Ś-ty Piotr do ojca pojechał, i miał czas jakiś zabawić.
— Rozerwałbym się — odparł Karol — w mieście ku latu nudy piekielne.... Nikogo nie ma oprócz poczciwego proletaryatu, który śmieszny jest jak maryonetki — ale na długą metę!
Skrzywił usta.
— Nie maszże przyjaciela, coby ci pożyczył?
— A! babciu droga! przyjaciół do ostatniegom wypompował — a blanc — nie ma co o nich mówić. Nieprzyjaciele nawet już są zużytkowani.... Słowem nie mam się gdzie obrócić.
— Żebyś na parę set rubli kredytu nie miał!! Cóż znowu!....
— Ani na parę set złotych! zawołał Karol.
— Ale w mieście żyjesz, toż i to przecie kosztuje? spytała babka.
— A! to jest zupełnie co innego, rzekł pan Karol. Kredyt żywego grosza, o tém ani myśleć, ale kredyt jadła, napoju, sukni.... o! tego mi na długo stanie. Najprzód jestem z tymi panami w największéj w świecie przyjaźni, amis cochons! Gdy mi są potrzebni, łechczę ich miłość własną, i ten środek nigdy nie chybi. Potém człowiek, któremu grubo winienem, lęka się zerwać ze mną, abym go nie porzucił i nie — świsnął. Babciu — co się