Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 2.pdf/20

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy się ta narada toczyła i szambelanowa rzec może miała jakieś słowo stanowcze, drzwi szeroko się otwarły, i codzienny gość do wiścika, wszedł generał — siwy, piękny, słusznego wzrostu mężczyzna, w złotych okularach, ze wstążeczkami u fraka, z miną wesołą i ruchami nader wyszukanemi....
— Pani szambelanowéj dobrodziejki nóżki całuję!.... Jakże zdrowieczko?...
Pana Karola dobrodzieja....
I śmiał się — nie wiedząc czego....
Jeszcze mu na pytanie czasu nie miano odpowiedzieć, gdy drugi partner, radca, nizkiego wzrostu, z dużemi bakenbardami, łysy, sapiący, namarszczony wtoczył się do salonu. Była to hora canonica, o któréj się gra wieczorna zwykła była poczynać, a moc nałogu była taka, że szambelanowa, zapomniawszy już Karola, zadzwoniła o świece.... bo ostatni partner, hrabia musiał nadejść lada chwila. Nigdy nie chybiał....
Kamerdyner, dla którego głos dzwonka był zrozumiały, wprost już do świec poszedł, a radca zaledwie się przywitawszy, pociągnął do tego kąta, w którym tak miłe spędzał godziny. Szambelanowa nie potrzebując pomocy, wstała z krzesła, wyprostowała się nieco, i także zmierzała już ku zielonemu stolikowi, gdy hrabia się ukazał.