Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 2.pdf/234

Ta strona została uwierzytelniona.

Mówiąc z wielkim zapałem, ściągnęła za sobą radcę, aż ku parkowi, a reszta rodziny długo się się nie mogła poruszyć z miejsca, przybita jéj przytomnością umysłu, swobodą i odwagą.
— Babciu! zawołał Karol w uniesieniu, podbiegając do szambelanowéj, tyś ją potrzebowała uścisnąć, a mnie się chciało paść jéj do nóg, taka była piękna i.... wielka. My przy niéj wydawaliśmy się robakami.
— O! o! przerwała panna Hortensya — dla pana to cudowne — ale dla nas okropne — ohydne.... Cynizm ubrany w róże....
To mówiąc zerwała się z miejsca i uciekła, trzaskając drzwiami. Hernaszowie nie ruszali się, on sam nie śmiał się poddać żadnemu wrażeniu, nie spytawszy żony, a na jéj kwaśnéj twarzy nic nie widać było oprócz podrażnienia...
Zwróciła się wreszcie do męża, popatrzała na niego — i najprzód groźnie zawołała:
— Znowu zażywałeś tabakę?
— Ja? tabakę! ale gdzież? gdzie?
— Jutro rano wyjeżdżamy — dodała hrabina — podaj mi rękę. Od tych scen głowa mi pęka. Radca bez taktu.
— Najmniejszego taktu....
— Familia wychodzi.... pięknie.... Było nas po co sprowadzać.... koszta....
— Ja mówiłem — szepnął hrabia....