Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 2.pdf/63

Ta strona została uwierzytelniona.

Roberta ciągnęło w istocie — ale składał swą niecierpliwość na siano, na blizkie żniwa i na gwałtowną potrzebę dozoru gospodarstwa w czas tak gorący.
— Niech tam.... kaczki zdepczą to gospodarstwo, co mi ma syna odbierać — mówił major.... No — to zgnoją! i cóż?
— Inwentarza nie będzie czém przezimować.... mówił Robert....
— To dam tysiąc złotych na kupno siana, przecie mnie to nie zrujnuje.... Kat je bierz....
Milczał więc Robert chodząc posępnie. Po dwu nieudanych próbach u marszałka i Surymów, major z Erdziwiłłem, zrobiwszy przegląd sąsiedztwa, raz jeszcze, wybrali dalszy nieco dom, poprzyjaźniony, a nawet skolligacony z Jazygami, państwa Ochmańskich.... Było do Tarajewa, gdzie mieszkali, tęgie trzy mile, nie litewskie — ale prawie ukraińskie, w połowie piasku, na pół takich grobelek, po których żebyś z doktorem do chorego jechał, pośpieszyć niepodobna...
Z Ochmańskich nikogo na Ś-ty Piotr nie było w Żabliszkach, bo on sam dawno z łóżka nie wstawał.... Kiedyś nogę mu jedną odjęło i z lewéj strony w twarzy miał drganie.... Leżał nieboraczysko, a żona się sama musiała krzątać około domu, gospodarstwa i dzieci. Za wzór też stawiono ją w okolicy żony, matki i gospodyni, bo skarga