Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 2.pdf/76

Ta strona została uwierzytelniona.

ją i rozumiała je dobrze.... Panna Leokadya, która z drugiéj strony stołu, naprzeciw Roberta usiadła, mało się do rozmowy téj mieszała. Matka jednak widocznie chciała, aby w niéj udział wzięła, bo kilka razy się ku niéj zwracała.
Tym sposobem, gdy pani Ochmańska wyszła niosąc coś mężowi, Robert i śliczna panna zmuszeni byli ciągnąć daléj sami — poczętą rzecz gospodarską. Leokadya nie miała przesadzonéj bojaźliwości Sensytywy, raz przemógłszy trudne poznanie się pierwsze, zaczynała być coraz śmielsza. Robertowi podobała się jéj naturalność i prostota.... Kilka razy spojrzeli sobie w oczy i — jakby ten wzrok im coś powiedział — poczęli być coraz odważniejsi....
Na zapytanie Jazygi, panna mu odpowiedziała, jak żyli cicho, samotnie i jak jéj z témby dobrze było, gdyby nie słabość ojca.
— A do zabaw pani nie tęskni? spytał gość....
— Ja do nich nie przywykłam... i mnie wszystko bawi — rzekła Leokadya. A! gdyby ojciec był zdrów tylko, czegoby żądać więcéj! Zajęcia mamy dużo.... nudzić się czasu nie ma..... Ja po kilka godzin na dzień ojcu czytuję gazety i książki.... trochę mamie w gospodarstwie pomagam.... tak miło czas schodzi....
— A czytanie to nie męczy pani? zapytał Robert.
— Nic a nic — owszem, zajmuje mnie — mówiła Leokadya. Nawykłam do głośnego czytania.... Sta-