Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 2.pdf/83

Ta strona została uwierzytelniona.

nic prawie nie mówił. Gdy przyszło się rozstawać, stary kawaler chwycił za rękę Roberta....
— Serce, bratku — nie gniewaj się na mnie! Dalibóg choć zbredzę co, to z dobrego serca.... Ja was obu kocham.... Robert go uścisnął — zostali z ojcem sami. Major wzdychał fajkę paląc.... w końcu rzekł:
— To poczciwe człeczysko ten sędzia — czasem papla nadto — ale zabawny.... Nadokuczał ci dzisiaj.... Hm — a tom się ja zapomniał spytać — jak ci się tam podobało? cóż? Leokadya?
— Miła panienka.... ludzie zacni.... rzekł obojętnie Robert.
— Mówiliście z sobą?
— Dosyć długo....
— Roztropna? nie prawdaż?
— Bardzo....
Lakoniczne te odpowiedzi nie zdawały się zaspokajać majora, który ciężko wzdychał.
— Ja tyle tylko powiem, że takiéjbym sobie synowéj życzył jak ona.... Nic ująć, nic dodać....
Ciągłe te przymówki w końcu niemal zmusiły Roberta do wytłómaczenia się otwartszego. Pocałował ojca w ramię.
— Ojcze drogi — kochasz mnie trochę? rzekł z wyrazem dziecinnym.
— A! Robciu! potrzebaż ci to mówić! Nad życie!