Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 3.pdf/13

Ta strona została uwierzytelniona.

Właśnie jakoś się trafiło, że i od Roberta i od półkownika były pisma, które poznał po kopertach.... Rozpieczętował synowskie — rzucił okiem.... Zbiory się kończą, kóp w polu tyle, w stodole tyle.... i t. p. Brandysa list był żartobliwy i pełen wspomnień żołnierskich.... Major go odłożył na swobodną chwilę. Zostawał jeszcze jeden list, nieznajomą zaadresowany ręką. Co to mogło być? Major się ani domyślał.
Rozpieczętował — rzucił okiem na podpis — nie było podpisu....
Jak wszyscy uczciwi ludzie, major się brzydził anonimami — zawahał się czy w piec wrzucić, czy czytać.
Ciekawość przemogła....
Począł czytanie.... Była to okropna chwila, ręce mu się trząść zaczęły jak w febrze, twarz krwią nabiegła cała — oczy zaszły łzami od gniewu....
— Infamia! podłość! — zawołał ciskając papier na ziemię.
Wnet jednak podniósł go i zaczął czytać na nowo....
Stał zdrętwiały — czytał i odczytywał.... aż mu się zaćmił wzrok.... padł na ławę....
Była to owa śliczna kartka panny Hortensyi. Na majorze zrobiła piorunujące wrażenie. Ludzie więc wiedzieli, widzieli, szydzili, urągali się. Rzecz była jawna.... nieulegająca już wątpliwości. Robert był