Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 3.pdf/134

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co ma tam w tém karczmisku śmierdzącém siedzieć! — czyż mu nie lepiéj będzie tu odpocząć z nami?
Przez całą drogę na tę myśl nawracając syna, przejęty nią stary Jazyga stawił się przed panem Karolem, wesół, serdeczny, — od razu napadając nań, aby jego chatą nie gardził.
Karol miał talent nastrajania się wybornego do ludzi, majora wnet poznał i ocenił, przemówić do niego umiał i od pierwszych słów go sobie pozyskał. Zaproszenie było dlań najpożądańsze, jednak musiał się z początku wymawiać i tém, że nie chciał robić subjekcyi, i pośpiechem w podróży tém i owém....
Major go musiał przekonywać, namawiać, prosić, lecz w końcu jakoś, kazawszy synowi prośby swe przyłączyć, udało się im pana Karola nakłonić do Żabliszek.
Tego dnia, więcéj na siebie dając baczenia, chory dobrze na nogę kulał, podpierał się na lasce i rolę chorego odegrywał z naturalnością i talentem. Tylko ile razy go na Paciorkiewicza namawiać próbowano, chronił się za zimną wodę i homeopatyę.
Parę godzin spędziwszy z nim major, niezmiernie go pokochał....
Karol w potrzebie równie rubasznym umiał być szlachcicem, jak nieznośnym i ceremonialnym lwem salonowym. Nie kosztowała go nic zmiana roli.