Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 3.pdf/144

Ta strona została uwierzytelniona.

walczyć zwycięztwo. Czci najgodniejsza kuzynko, wiele się czyni dla pięknych oczu niewiasty — ale, nie chwaląc się, nie wiem czy kto dla oczu, co tak nań obojętnie patrzą jak twoje na sługę swego — nie wiem czy kto od początku świata, tak się znamienicie poświęcił jak ja!! Udawałem potłuczonego i okulawiałego, kłamałem wszetecznie, starałem się najnikczemniejszemi pochlebstwy wkraść w serce i zaufanie pana majora, słuchałem jego powieści o pękających o trzy kroki kartaczach, grałem z nim w maryasza, spędziłem nie wiem ile dni (lękam się ich liczyć) na wsi, oko w oko z majorem, z poczciwym, ale zakochanym Robertem, który dla mnie był bardzo nudny....
„Mamże liczyć ofiary moje? Nie, będę wspaniałomyślny — zostawuję ci odgadnienie ich, obrachowanie i ocenienie. To wiem, że gdybym po raz drugi miał to spełnić — brrr... nawet dla miłości twéj, szanowna kuzynko, nie byłbym w stanie.... Gdym tę wyprawę przedsiębrał, wyobraźnia mi jéj w tak strasznych nie malowała kolorach — uśmiechały mi się epizody spodziewane — a te chybiły wszystkie.... Nie obrachowałem sił moich.... lecz — wyszedłem zwycięzko.... To jedno mnie pociesza. Wiozę ci Roberta do Warszawy, do miejsca neutralnego, w którém nic nie broni znaleźć się przypadkiem, ani pannie Adzie, ani