Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 3.pdf/179

Ta strona została uwierzytelniona.

czyński. Widzisz, kochany panie, dziś piątek.... Nie chcę dzieciom dawać zgorszenia jedząc z mięsem, a z postem jeść nie mogę. Rozumiesz!
Chrząknął. — Dla tego idę pod jakimś pozorem z domu precz, bo mi kapitanowa z mięsem nie da — za nic!
Śmieli się.... Kapitan wąsa pokręcał.
— Widzicie, chytro, mudro, trzeba ażeby był wilk syty — (to ja) i koza cała (to jejmość moja). Wilk na starość głodu nie cierpi, a koza! ho! ho! żartować z nią nie można? szanować trzeba.... Rozumiecie!
Gdy tak zajadali, a Sroczyński zabawić się ich starał — spójrzał nagle na zegarek....
— Trzy kroki ztąd, rzekł — gdybyście byli łaskawi do mnie na herbatę? co? Pan Robert poniekąd obowiązany jest, ojcowskiego towarzysza broni odwiedzić, a pan Karol nadto jest grzeczny, by mu nie towarzyszył. Hę? zobaczycie.... moją magnifikę i pięć ślicznych panien, jak jedna. Jest ich pięć! — dodał kapitan — pięć jak oko.... Prawdziwe Warszawianki, poczciwe, wesołe i ładne.... Nie posądzajcie mnie, żebym dla nich tak kawalerów łapał! ho! ho! dadzą one sobie same rady.... A magnifika od czego? To nie moja rzecz.... alebyśćie się pośmieli i poweselili.... Hę?
Karol patrzał na Roberta, ten na niego.