Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 3.pdf/183

Ta strona została uwierzytelniona.

Robert choć patrzał, daleko obojętniéj zwracał ku nim oczy. Dla niego nie było na świecie kobiety, tylko ta jedna, któréj obrączkę miał na palcu, którą wielbił jak ideał. Wszystkie mu się wydawały pospolitemi przy niéj i tak ubogo siedzącemi przy ziemi....
Ani nawet przy herbacie, gdy go posadzono obok najstarszéj, z którą coś mówić musiał, choć ona nań zdumione, piękne zwracała oczy, nie rozbudził się do życia.... Nie zabawiał też jéj pewnie. Za to Karol najmłodszą mając przy sobie, pobudzał ją do nieustannego śmiechu i swawolił — przyzwoicie bardzo, ale może za młodo dla swéj łysiny....
W tém towarzystwie zszedł im wieczór dosyć przyjemnie.
Kapitan odprowadził na stronę Roberta po herbacie.
— Kochany mój — jeśli w Warszawie zostaniesz dłużéj, masz mój dom otwarty.... Proszę cię, bez ceremonii. Wieczorami zawsze prawie jesteśmy w domu.... Rozumiesz, pana Karola ja nie inwituję, bo to panicz, z innego świata — jemu tu nie w smakby u nas było....
Kapitan zażył tabaki.... i nachylił się do ucha Jazydze.
— Ojca jestem przyjacielem. Nie bardzo tam w te towarzystwa się daj uplątać. Ja cię tu dla