Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 3.pdf/190

Ta strona została uwierzytelniona.

Karolowi czémś anormalném, iż prawie osłupiał. Po namyśle jednak śmiało się posunął daléj.
Weszli do szczupłego pokoju, umeblowanego ubogo. Nie było tu nic, coby nęciło oko, coby artystę mogło pociągnąć.... rozerwać. Nawet żadnego szkicu na ścianie. Mieszkanie odnajęte od kogoś jak stało — przerażało niemal nędzą. Dwa zżółkłe sztychy za szkłem rozbitém, wyobrażały historyę Korteza, przez jakiegoś Anglika pojętą tak tragicznie, że pobudzała do śmiechu. Kanapka, kilka krzeseł, stoliczek chwiejący się.... na kominku zegar dawno umarły.... nic więcéj. Dwoje drzwi zamkniętych wiodło daléj. Spuszczony stor w jedném oknie — szczęściem nie dawał się bardzo rozpatrywać w ubóztwie — w nędzy raczéj tego nieszczęśliwego mieszkania.
Oblęcki wprowadziwszy swych gości, poprosiwszy ich siedzieć — sam, jakby zawstydzony, oparł się o ścianę i nie mówił słowa. Karol zawsze wesoły, tu stracił zwykłe usposobienie płoche — dla niego nawet miała swą uroczystość i powagę ta nędza dobrowolna, dla serca, dla miłości podjęta przez dwoje ludzi — co pragnęli być z sobą i żyć dla siebie.
Robert osowiałemi rozpatrywał się oczyma. Znał on ubóztwo i niedostatek wiejski, łachmany żebracze, chatę zadymioną zagrodników — nie miał wyobrażenia o téj nędzy miejskiéj, co niby jest