Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 3.pdf/202

Ta strona została uwierzytelniona.

chinalnie, i skutkiem administrowanych mu leków poweselał trochę. Wesołość to była sztuczna, zaprawna żółcią — niezdrowa. Przetrwali u stołu długo, — obiad był dobry, a Karol się nim rozkoszował.... Zmierzchało już, gdy się ruszyli. Dokąd? Jeden tylko teatr pozostawał.... Był on niemal nowością dla wieśniaka, a nic jednak nie widział.... Oczyma błądził po scenie i lożach, myślą będąc gdzieindziéj....
Następny dzień zszedł na rozmaitych rozrywkach. Wieczorem Jazyga wyprosił się od nich i zasiadł do książki. Karol nic mu nie mówiąc, oczekiwał co chwila listu z Ruszkowa. Spodziewał się tryumfu, chciał nim go nagle uszczęśliwić, obiecując przybycie Ady. Jakim sposobem mógł się pomylić tak okrutnie i ufać, że przybędzie, to chyba na karb jego lekomyślności złożyć potrzeba. Trzeciego dnia rano przyniesiono mu list Ady.... Szczęściem odebrał go, gdy był sam.... Z początku nie mógł zrozumieć, usiłował sobie tlómaczyć — ale odpowiedź była tak kategoryczna, że łudzić się nie mógł...
Pomyślał co ma czynić?
Postanowił nie mówić nic Robertowi, połknąć cicho, i czekać jakiegoś samego z siebie przyjść mającego końca.... W duszy pogniewał się mocno na Adę; żal mu było Jazygi.