Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 3.pdf/207

Ta strona została uwierzytelniona.

a Oblęcki siedział jeszcze przy robocie, Karolina, w téj saméj chustce szaréj, z pończochą w ręku, drzwi mu otworzyła. Spójrzała mu na twarz.
— Nie chory pan jesteś? — zapytała.
— Tak, trochę mi nie dobrze — odparł Robert, zmuszając się do uśmiechu. Przyszedłem pożegnać państwa.... prawdopodobnie wyjadę wkrótce.... Nie wiem — może jutro....
— Miałeś pan zabawić dłużéj?
— Tak się złożyło — rzekł smutnie Robert, który wszedł był do saloniku i siadł, bo czuł, że mu po przejściu wschodów słabo się zrobiło.
Wstydził się sam przed sobą tych symptomów choroby, któréj ani pojmował, ani przypuszczał, ażeby od silnego wrażenia pochodzić mogła. Walczył z nią mężnie. Pierwszy raz w życiu był tak przybity jedném uderzeniem.... nie umiał mu się nawet obronić.
Karolina raczéj się domyśliła, niż zrozumieć mogła co to było — tknęło ją, że Jazyga musiał doznać jakiegoś niespodzianego zawodu. Przeczucie jéj wskazywało Adę.
— Pan zupełnie dziś wyglądasz.... jakbyś był bardzo nieszczęśliwy! — rzekła. Co panu jest?
Zmęczony jakiś jestem — ożywiając się gwałtem odparł Jazyga — może ten rodzaj życia nowy, do którego nie nawykłem... Ale chodźmy do Mirosława....