Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 3.pdf/210

Ta strona została uwierzytelniona.

— Chodźmy do hotelu! — zawołał kapitan.... i podał mu rękę, a widząc, że Mirosław stał niepewien co robić z sobą, dodał: — Bądź pan spokojny, ja go biorę w opiekę, to dosyć....
Ścisnąwszy rękę Jazygi, malarz odszedł — w istocie najniepraktyczniejszy z ludzi z chorymby był sobie rady dać nie mógł. Przeciwnie kapitan czynny, żywy, bywały, żadnego się nie uląkł wypadku, a lubił gospodarować.
Poszedł więc na górę do pokoju Roberta — i tu sam najprzód starał się poznać co mu było....
— Piérwsza rzecz — rzekł — rozbieraj się i do łóżka! Doktor nie pilny, bo on tu tyle zrozumie co i my oba. Nie ma nic jeszcze zdeklarowanego. Ja po trosze doktor jestem, trochę konował. W półku kurowałem konie regularnie, a ludzi czasami, i nieźle mi się udawało. Masz gorączkę — ale gorączka to oznaka, że coś idzie.... a nie wiadomo co!...
Napij się co gorącego. Gdyby tak ze mną, grokubym palnął.... ale nie namawiam....
Robert się zgodził na herbatę z cytryną i — starał się wmówić w kapitana, żeby go własnemu losowi zostawił.
— Ale! co zaś! — zawołał Sroczyński — nie mam nic do roboty.... posiedzę.... a ty śpij.... lub.... pójdę na dół i wrócę za godzin parę. Drzwi mi nie zamykaj, bo wybiję.... Ja jestem starego autora-