Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 3.pdf/216

Ta strona została uwierzytelniona.

— Kapitanie — na miłość Boga! — zawołał major — co się dzieje z moim Robertem?... Na progu spotyka mnie wiadomość, że chory?
— Odebrałeś mój list? zdumiony spytał Sroczyński — jakim sposobem?
— Żadnego listu nie odebrałem. Byłem niespokojny — miałem przeczucie — przywlokłem się. Prowadź mnie, gdzie on jest? Zaklinam cię!
Głos jego tak był przenikniony boleścią, tak błagający, że z mieszkania Sroczyńskich wywołał przestraszoną magnifikę i dwie córki....
— Prowadź mnie.... na Boga! Cóż to za choroba? czy jest niebezpieczeństwo?
Major łamał ręce, a rozpacz téj twarzy marsowéj, w męzkich rysach jeszcze się straszniejszą wydawała — i była gwałtowniejsza, więcéj naprężona niż gdy się w słabszych objawia istotach....
— Chodź najprzód do mnie, spocznij — zawołał za rękę go chwytając Sroczyński; nie puszczę cię, póki nie ochłoniesz.... Gdybyś tak wpadł do syna, któremu spokojność doktor zalecił jak największą — kto wie jakiéjbyś narobił biedy....
Syn chory — ale nie ma nic jeszcze groźnego, ma gorączkę....
To mówiąc kapitan, który wolał od razu nie tając wypowiedzieć wszystko, wciągnął Jazygę osłabłego do przedpokoju. Stary nie idąc daléj,