Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 3.pdf/217

Ta strona została uwierzytelniona.

padł tu na krzesło. Łzy mu się toczyły po twarzy. Nie widział już stojących nieznajomych kobiet, zapomniał o świecie całym.
Jedna z panienek, ulitowawszy się nad nim, nic nie mówiąc, przyniosła mu i podała szklankę wody. Podniósł oczy, i zobaczywszy dopiero te twarze kobiece, nieznane — przyszedł do siebie.... Chwycił dziewczę strwożone za rękę i pocałował.... Drżącemi palcami poniósł do ust napój i wypił go....
— Darujcie państwo — rzekł — jednego mam syna!!
Nie powiedział więcéj, słowa te proste starczyły, zrozumiano go.
Sroczyński tymczasem krzątał się około niego....
— Bóg da — nic nie będzie chłopcu.... ale naturze, która walczy z chorobą nie trzeba przeszkadzać! Pójdziemy, gdy się uspokoisz....
Takie było przybycie majora Jazygi do Warszawy.... Stary, silny jeszcze i nawykły do walki z życiem, niespodzianą wieścią z nóg był zwalony. Długo i kapitanowa i córki jéj musiały go uspakajać, pocieszać, zagadywać, nim trochę sił odzyskał. Prosił się, błagał Sroczyńskiego, zaręczał go, że się zachowa spokojnie, byle do syna zaprowadził. Kapitan wyczekawszy dobrą chwilę, nakoniec zgodził się iść z nim razem.... Poszli.... więc.... ale doktor, który był właśnie przy cho-