Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 3.pdf/220

Ta strona została uwierzytelniona.

Wtém głuchém milczeniu — przebył Robert kilka tygodni powolnego do zdrowia powrotu. Gdy chodzić już mógł, jednego rana odezwał się do ojca:
— Jedźmy do domu — ojcze....
Major popatrzał na niego z politowaniem.
— Chcesz tego? jedźmy do domu!!
Lekarz sprzeciwił się temu i zalecił jeszcze pozostać dni kilka w Warszawie, zwolna się oswajając z powietrzem, ruchem i życiem zwykłém zdrowych ludzi....
Jazyga, który wiele miał dowodów przyjaźni od kapitana — do niego najprzód zaprowadził syna.... Posłuszny Robert poszedł.... Wesołe twarzyczki panien uśmiechały mu się jak pierwszego wieczoru — ale on do tamtego dawnego nie był podobny.... Wszyscy, choć mówić mu tego nie śmieli, przerażeni byli śladami, jakie na nim choroba zostawiła. Z łoża wstał jakby inny człowiek, odrodzony do nowego życia — z twarzą odmienną, z charakterem nawet zmienionym, z obojętnością dziwną i stępieniem umysłu i czucia. Wiele rzeczy nie przypominał sobie dobrze — wiele gdy o nich mówiono, nie zdawał się rozumieć — może nie chciał.... Uśmiech po ustach błądził zbladły i nienaturalny, w oczach zgasły dawne blaski.... Posłuszny jak dziecię, robił co mu kazano.... Gdy Misia raz chciała nań popatrzeć jak pierwszego