Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 3.pdf/232

Ta strona została uwierzytelniona.

nią, blada, chuda, zestarzała pani Karolina Oblęcka.... Rumieńce jéj dawno znikły.... oczy miała zmęczone.... ślad piękności ledwie na zwiędłéj twarzy się błąkał....
W salonie i dwóch sąsiednich pokojach osób już było pełno — gdy na progu ukazał się młody mężczyzna, dziwnie twarzą klassycznie piękną przypominający Rafaela, nie takim jak go sztychował Marc Antoine, ale jakim on sam odmalował się w Szkole Ateńskiéj.
Młodzieniec musiał wiedzieć o tém podobieństwie, bo i włosy miał ułożone podobnie, i usta układał do wyrazu, jaki ma piękna głowa w Uffizi. Strój jego skromny, odznaczał się wielkim smakiem i elegancyą. Gdy wszedł, oczy wszystkich zwróciły się ku niemu, a gospodyni rozmawiając z łysym, nizkiego wzrostu referendarzem, drgnęła, jakby naprzeciw chciała pośpieszyć. Twarz jéj nawet, w miarę jak się zbliżał, rozjaśniała się, traciła prozaiczną swą cechę, niby ogniem jakimś wewnętrznym płonęła. Rzekłbyś, że w tém naczyniu marmurowém ktoś lampę postawił....
Mężczyzna szedł wprost ku niéj. Z dala już wyciągnęła mu rękę. Referendarz i ci, co ją otaczali.... jakby wiedzieli, że ustąpić byli powinni, — pousuwali się wszyscy. Zostało ich dwoje wśród tych grupp patrzących na nich z ukosa.