Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 3.pdf/27

Ta strona została uwierzytelniona.

ny spędzającego z dobrodziejką, prawie sam na sam. Nie chciało mu się uwierzyć, aby tam coś w tém być mogło. Ada mu się wydawała zbyt wysoko stojącym ideałem, a poczciwy Robert nazbyt pospolitą istotą. Zwał go — dobrém chłopczyskiem. Gdy jednak to dobre chłopczysko tak się wkradło w łaski pani, Brandys zamyślał się nie dowierzając, lękając.... trwożąc prawie.
— Ale to nie może być! powtarzał — to nie może być!
Coraz ciekawszém okiem mierzył Roberta.... coraz się zwiększały podejrzenia.... Parę razy zastał ich w drugim pokoju na rozmowie cichéj, odosobnionych, — i chodzenie jego po sali nie potrafiło oderwać od tego tête à tête. Czasem widział ich w parku, wprawdzie w szerokiéj ulicy na oczach, ale tak do siebie zbliżonych, iż można było przysiądz, że on ją trzymał pod rękę, a jéj głowa prawie na jego ramieniu spoczywała.
Było mu to rzeczą przykrą, niepokojącą, bo na myśl przychodził major, i lękał się go.
— Ba! ba! mówił sobie — dla chłopca byłoby to najwyższe szczęście, ale ten utrapiony pan Piotr ze swemi dzikiemi wyobrażeniami! Dajże tu sobie z nim rady.... Tylko — to nie może być!
Kończył zawsze tém samém: Nie może być, — a codzień niemożność ta wydawała się mniejszą,