Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 3.pdf/32

Ta strona została uwierzytelniona.

ny. Wy znacie ojcia, nie cierpi on, aby nie usłuchano komendy. Powinienbym téjże godziny kazać zaprzęgać, ale to nad moje siły.... Nie mogę wyjechać nie pożegnawszy jéj.
To na prędce wyrzeczone „jéj,“ pułkownik zanotował sobie i w duchu powtórzył:
— O! coś jest!
— Gdybyś mnie pułkownik zabrał na bryczkę, jeżeli jedziesz do Ruszkowa? dodał Jazyga.
Brandys wstał zaraz.
— A z największą chęcią — zawołał — siadajmy i jedźmy.
Robert pochwycił kapelusz tylko — i oba siedzieli na bryczce. Podróż upłynęła w milczeniu, bo Jazyga był zamyślony, a Brandys oczy miał w niego wlepione — i mocno też zmieszanym się czuł całym téj sprawy obrotem.
— Kaszy się nawarzyło.... mruczał sam do siebie — major poczciwy — ale uparty jak.... Chłopca mi żal....
Nie spodziewano się w Ruszkowie pana Roberta, a choć go zawsze serdecznie witała Ada, gdy przez okno zobaczyła prawie biegnącego, bladego i widocznie pomieszanego, a na ukłon jéj od ust odpowiadającego smutném głowy skinieniem — wybiegła zaniepokojona. Spotkali się w salce.... Nie było tu nikogo. Robert chwycił jéj rękę....