Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 3.pdf/60

Ta strona została uwierzytelniona.

mógł — a znęcać się nie było w jego charakterze. Przemyślał owszem jakby najmniéj dać uczuć Robertowi przykrość, którą wyrządzać musiał. Okazywał mu czułość nadzwyczajną....
Nie bąknąwszy słowa, major dał dobranoc i poszedł do siebie. Tu chodził długo, modlił się, ogień na kominku podsycał, fajkę palił, i nie rychło się mógł położyć.
Potrzeba się było z synem rozmówić — to jak kamień leżało mu na piersi. Z rana nie miał Jazyga siły rozpocząć, odłożył na poobiedzie. Po południu rad był, że mu coś przeszkodziło. Zwlekło się do drugiego wieczoru. Stary czuł rodzaj gorączki i powiedział sobie, że — odkładanie nie zdało się na nic, trzeba było mieć męztwo i raz skończyć wszystko.
Siedzieli na ławce w ganku, gdy po milczeniu dosyć długiém, major wstał.
— Mój Robercie, — rzekł — przekonałem się w czasie twéj niebytności, że my rozdzieleni żyć nie możemy. Ja się zatęskniam i niepokoję. Gotowem ci oddać Żabliszki, sam się wynieść choć na folwark.... a dłużéj w tych Zahajach, za światem ci siedzieć nie dozwolę...
Kazałem ci przyjechać — i nie pozwolę tam wrócić.
Robert się zerwał z ławy.
— Ojcze kochany....
— Nie przerywaj mi — rzekł major stanowczo. Tak, nie wrócisz więcéj do Zahajów. Burakow-