Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 3.pdf/74

Ta strona została uwierzytelniona.

ścionek jéj na palec, na dzień zdejmował — do dzieciństwa posuwał to pieszczenie się ze wspomnieniami.
Milczenie go zabijało.... Trzeciego dnia napisał długi list, nic w nim nie mówiąc ani o ojcu, ani o tém co przetrwał, oznajmując tylko, że mu powracać nie wolno, że musi milczeć i cierpieć.
Po wyjeździe Burakowskiego potrzeba było myśleć o oddaniu listu, o urządzeniu za czyjémś pośrednictwem korrespondencyi. Z początku chciał o to prosić Erdziwiłła, lecz przeczuwał, że tenby się nie podjął może.... Najbliższa poczta była o dobre mili półtoréj. Z rana wstawszy, pod pozorem konnéj przejażdżki, można było tam i nazad przebiedz drogę we dwie godziny.... Lękał się Robert, aby go nie śledzono. Wszystko było możliwe. Do kogo się udać, próżno sobie łamał głowę. Listu napisanego oddać nie mógł, bo chciał w nim adres swój pomieścić — w ostatku zapisawszy go na ręce pułkownika, i dołożywszy, że drogi, którąby korrespondować mogli, nie znalazł jeszcze — postanowił nazajutrz do dnia dobiedz z nim sam na pocztę.
Major wstawał bardzo rano, Robert chciał go uprzedzić, szarzało jeszcze gdy się zerwał, poszedł do stajni, sam sobie konia osiodłał, wyprowadził po cichu, i popędził do miasteczka.