Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 3.pdf/82

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dziwactwo! śmieszność! — mruknął major. Nie trzeba się zarzekać nic i wyrokować naprzód.... Rozpatrz się, poznaj, co ci się dziś nie podobało, może jutro przypaść do smaku.
— Nigdy — zamknął Robert.
— Nie pojedziesz?...
— Proszę mnie uwolnić!
Major odszedł mocno nadąsany, ale zmuszać nie chciał; przemyślał nad środkami wyciągnięcia syna z téj samotności, którą uważał za szkodliwą, znaleźć ich nie mógł.
Tymczasem jednego poobiedzia, gdy stary Jazyga wyszedł do pasieki, zjawił się wózek z panią Żebrzyńską. Wybiegł naprzeciw niéj do wrot Robert, był to ten list oczekiwany — pożądany, który jak manna spadł na pustynię zgłodzonemu. Posadziwszy Żebrzyńską w ganku, poleciał z nim do swojego pokoju.... począł czytać, nie zrozumiał nic, — pismo latało mu przed oczyma, wyrazy wydawały jakieś dźwięki niepojęte, pocałował papier, wsunął go na pierś i pobiegł przyjmować swą dobrą opiekunkę, któréj ogromny pakiet powierzył, korzystając z ojca niebytności. Jéjmość schowała go jak najstaranniéj za gors, gdzie był od wszelkiéj napaści bezpieczny. Napoiwszy ją kawą, nakarmiwszy sucharkami, obdarzywszy czém mógł i miał, Robert odprowadził za wrota, a sam, lękając się drogi ów list czytać w domu, aby go