w obec nowych prądów, które w naszem społeczeństwie coraz silniej się objawiają. Zgiełk uliczny zagłusza dlań potężny, ale cichszy hymn wyzwalającej się pracy; razi go brutalność porywów, przez którą nietylko dzikość prześwieca, lecz i siła; więc w pierwszym popędzie zdobywa się na ryczałtowe i niesłuszne potępienie („W Loży“); ale już po chwili poczucie harmonii i ładu każe mu wyznać, że może w tej wrzawie jest echo młotów, rzeźbiących „przyszłości ołtarze“. Nigdy i nigdzie Asnyk nie był poetą partyi, poetą skrystalizowanego programu społecznego i narodowego. Wychowanie, tradycye nadawały pewien kierunek jego marzeniom, ale dusza jego, subtelna i dźwięczna, żądała przedewszystkiem i zawsze tak niezbędnej dla siebie harmonii, słodyczy tonów. W wirze gwarnego życia, wśród niesfornej wrzawy przypomina chwilami smutnego muzyka, któremu kazano żyć wśród łoskotu i stuku maszyn fabrycznych, gdy mu w uszach dzwonią mimowoli najczulsze i najpiękniejsze melodye. Sam Asnyk dał kiedyś wyraz temu swemu nastrojowi w słowach, które może najgłębiej streszczają jego indywidualność:
Mnie tylko daj,
Szumiący gaj
Nad moją głową senną,
I otocz mnie
W głębokim śnie
Miłością dusz promienną.
Tej miłości nie odmówią mu nigdy czciciele piękna. I niewątpliwie liczba czytelników i wielbicieli Asnyka wzrastać będzie ciągle w miarę jak piękność
Serca pokoleń będzie podnosiła,
Kładąc pragnieniom szlachetniejsze piętno,
I wschodząc w ciała czystości dziewiczej
Krąg przeobrażeń przejdzie tajemniczy,
Aż w ludzkich uczuć i czynów dziedzinie
Wieczyste ducha piękności rozwinie.